Na przedstawienie zapraszaliśmy jakiś czas temu, ale dopiero teraz, podczas projekcji video, nasi aktorzy mieli okazję zobaczyć siebie na scenie, usłyszeć swoje głosy oraz jeszcze raz przeżyć przygody Koziołka Matołka, który szukał Pacanowa. To był niezwykle żywiołowy i kolorowy spektakl, pełen niezapomnianych wrażeń, z wieloma postaciami, strojami i dekoracjami, stąd przywołajmy go jeszcze raz, na pamiątkowych fotografiach:

KOZIE ZEBRANIE
Wszystkie mądre polskie kozy, by je zliczyć nie mam siły! Na naradę się zebrały i rzecz taką uchwaliły: W sławnym mieście Pacanowie, tacy sprytni są kowale, że umieją podkuć kozy, by chodziły w pełnej chwale. Przeto koza albo kozioł, jakaś bardzo mądra głowa, aby podkuć się na próbę, musi pójść do Pacanowa. A gdy wróci ten wędrowiec, już podkuty ale zdrowy, wszystkie kozy się dowiedzą, czy to dobrze mieć podkowy. Kto ten dzielny, kto się zgłasza? Jaaaa! zakrzyknął w głos koziołek – Miał maleńką piękną bródkę, a wołano nań Matołek. Czule żegnał go  ród kozi, mama i sędziwy tata, a Matołek wziął tobołek i wędruje na skraj świata.

W DROGĘ DO PACANOWA! I PIERWSZE PRZYGODY
Kiedy znalazł się na drodze po raz pierwszy na wolności, skoczył w górę nasz koziołek, aby rozprostować kości. Nagle ujrzał dwa zające, więc zapytał; proszę panów, może mi panowie wskażą, gdzie to miasto jest Pacanów? Rzekł mu jeden: idź przed siebie, trochę w prawo, trochę w lewo, przepłyń morze, przeskocz góry, aż napotkasz uschłe drzewo. Nagle przerwał i zakrzyknął: Niech ratuje się kto zając, a koziołek smyk na drzewo, przed psem strasznym uciekając. Złaź natychmiast z mego brzucha, woła drzewo w wielkim gniewie. Nie masz prawa śmieszna kozo po szanownym łazić drzewie. Zawołało wiatr na pomoc i zatrzęsło się z łopotem, tak że spadło trochę liści a koziołek zaraz potem.

CHYBA POTRZEBNY BĘDZIE LEKARZ…
Aj, Aj wrzasnął, choć pod drzewem złego już nie  było zwierza, lecz tymczasem jeż przydreptał a koziołek spadł na jeża. Beknął głośno siedem razy. Skoczył jakby opętany, a siąść nie mógł bo w tym miejscu miał bolesne bardzo rany. Jeż igiełka rzekł mu na to: czemu krzyczysz ? to się zdarza! Czyś ty jabłko by spaść z drzewa? Teraz biegnij do lekarza. Niedźwiedź zawsze jest lekarzem, z pokolenia w pokolenie, zbadał rany, potem mruknął: dam ci coś na przeczyszczenie. Nigdy! krzyknął nań koziołek, wolę już najsroższe bóle! Na stół skoczył, stłukł kałamarz i przez okno smyk! Na pole.

JAK SIĘ SKOŃCZYŁA SMAKOWITA PRZEKĄSKA CZYLI STRÓŻ I ZBÓJCY
Poszedł kozioł poprzez pola – w krąg kraina bardzo pusta. Nagle gdy był bardzo głodny, szepnął cicho – Ach kapusta. Głowy stały tak w szeregu, jakby za żołnierzem żołnierz. Nasz koziołek zaczął ucztę, wtem ktoś chwyta go za kołnierz. Tuś mi bratku, capie młody! Wołał stróż, co wyszedł z cienia. Nie oglądaj się idź prosto, do komórki! Do więzienia! Siedzi biedny nasz koziołek i nie może ruszyć łapą. Jęczy tylko i wciąż płacze: żegnaj mamo, żegnaj tato. W nocy przyszli rozbójnicy, Wygrzebali ziemię kołkiem i na plecach swych unieśli tę komórkę wraz z Matołkiem. Do ciemnego zaszli lasu. Patrzą co tam jest w komorze? Nagle strasznie zakrzyknęli: Diabeł! Ratuj się kto może! Stójcie, stójcie kozioł woła. Uwolnijcie mnie z powroza. Ja nie jestem żaden diabeł. Moja mama była koza. Lecz po zbójcach nie ma śladu, bo uciekli, gdzie pieprz rośnie. A koziołek został w lesie pobekując wciąż żałośnie.

NIESPODZIEWANY PRZELOT
Przez przygody te przedziwne nasz Matołek ma ból głowy. Lecz z oddali biegnie chłopiec z balonikiem kolorowym. Hej koziołku nie bądź smutny, weź balonik ten do góry. I już kozioł podskakuje, A wiatr ciągnie go nad chmury. Bardzo lekki był Matołek. I poleciał w świat daleki. A wiatr niesie go bez trudu, mija góry, lasy, rzeki. W końcu wicher osłabł trochę. Balon leci już do dołu. I Matołek nasz ląduje, na ryżowym stając polu.

MATOŁEK W CHINACH
Myśli kozioł: jaka dziwna dziś przygoda się zaczyna, czy to w ogóle jest możliwe, że ja teraz jestem Chinach? Rzekł do siebie: Po co koźle, w chińskie ty się sprawy mieszasz? Wtem za nogi strach go chwycił, Bo się chiński zjawił cesarz. Cesarz mówi: witaj panie! Choć masz jeszcze lata młode, mym następcą Cię mianuję bo masz bardzo piękną brodę! Już po chwili kozioł stąpa po pałacu cudnie odzian, dumnie kroczy, nos zadziera, bardzo ważny jest nasz młodzian. Już się chińskim widział księciem, pewnym siebie niesłychanie. Ale zdziwił się Matołek, gdy mu cesarz dał zadanie. Niech go zamkną do komnaty! Niech mu nikt nie daje jadła! Aż ten chłopczyk się nauczy z chińskich liter abecadła.Jest tych znaków nie tak wiele, ze czterdzieści coś tysięcy. Więc się krótko będzie uczył. Sto lat może, lecz nie więcej. Ratuj mamo! Jęknął kozioł, Nie chcę być już w księcia roli. Co uczynić, co mam zrobić, aby uciec z tej niewoli. Gdy się wszyscy spać pokładli, Kozioł zdjął jedwabne szaty i tajemnie się zagrzebał w wielkim pudle od herbaty.

DROGA WIEDZIE W NIEZNANE
Rano wzięli je Chińczyki. Po niezmiernym nieśli kraju, a w rok potem nasz koziołek był już w Indiach aż w Bombaju. Tam poważny jeden kupiec odbił zręcznie wieko z pudła. A z herbaty wyskakuje postać smutna i wychudła. Nim odpowiesz, rzekł Matołek: Wprzódy dobrze się zastanów i objaśnij mnie łaskawie, czy to wreszcie jest Pacanów? Ten zaś człowiek, co miał kolor jak chleb kiedy się przypiecze, na twarz upadł i zawołał: Sziwa, riwa, ecze pecze! I Tak głośno bieży krzycząc: Aja koza hindu teli, znaczy to: tak pięknej kozy jeszcze w Indiach nie widzieli. Coś mi się to nie podoba, myśli kozioł zadziwiony. Trzeba szybko się oddalić i uciekać w inne strony. Bardzo chciałby już odpocząć, Ale przed nim długa droga. Bo obiecał innym kozom: Musi dojść do Pacanowa.

NA MORZU I NA WYSPIE ALE CZY BEZLUDNEJ?
Lecz na jego nowej drodze Oceanu wielka woda. Znalazł balię, maszt i żagiel. Co to dla mnie za przeszkoda! Płynie kozioł przez odmęty, nie dba o to co się zdarzy I by dodać sobie ducha, pieśń zaśpiewał marynarzy. Jednak naszły czarne myśli, bo się słońce nagle ściemnia, spojrzał wkoło i zakrzyknął: Co ja widzę Ziemia! Ziemia! Wnet na brzeg piaszczysty skoczył, Ciągnie balię w wielkim trudzie. Wtem zakrzyknął przerażony: Dzicy tutaj pędzą ludzie! Czarni byli to straszliwcy! Wyją, krzyczą, szczerzą zęby, W nosach mieli jakieś kółka. Farbą zaś znaczone gęby. Rzekł Matołek: Niech panowie z swojej mnie objaśnią łaski, co panowie ze mnie zrobią? Czy salceson czy kiełbaski? Wtedy oni zakrzyknęli: Uwa, Uwa, figos, migos. Już rozumiem – rzekł Matołek, kozi ze mnie zrobią bigos! Powiesili go za rogi. Na gałęzi bardzo nisko. Potem dołek wykopali i drwa znoszą na ognisko

NIEPODZIEWANY RATUNEK
Myśli kozioł: Zdaje mi się, że mi chcą osmalić skórę! Wtem coś chwyta go za głowę i pociąga mocno w górę. A to małpy go porwały. Wrzeszcząc jakby na jarmarku. Miła podróż rzekł Koziołek. Byłem tu nie skręcił karku. Kiedy wreszcie się zmęczyły rzekły małpy: zostań z nami, a że jesteś strasznie mądry, będziesz królem nad królami. O nieszczęście! O rozpaczy! Myśli kozioł z wielkim bólem. Co powiedzą inne kozy, gdy ja będę małpim królem. Małpom zaś tak odpowiada: to już jest postanowione. Lecz na okręt wrócić muszę, bo tam złotą mam koronę.

WIELKI FINAŁ W PACANOWIE
Zlazł czym prędzej z wielkiej palmy i zakrzyknął: zmykaj bratku! Dał potężne cztery susy I już płynie na swym statku. Widzi z dala sztorm ogromny. Chmury niebo zasłoniły. W jednej chwili wielkie fale małą łódkę wywróciły. Rzekł Matołek już pod wodą: Ach żegnajcie polskie dzieci! Gdy wtem czuje, że do brzegu ciągną go rybackie sieci. Rybak zdumiał się niezmiernie Bo nie widział takiej ryby. A Matołek grzecznie pyta: Czy ja jestem już nieżywy? Gdy odpoczął rusza w podróż. Pyta dokąd wiedzie droga? A tu ktoś mu odpowiada: Idziesz wprost do Pacanowa. Nagle kozioł nasz kochany skoczył w górę tak ogniście i z radości tak zabeczał, że się z drzew sypnęły liście. Wie już każdy w sławnym mieście, czy to bogacz czy pachołek, że do Pacanowa dotarł ukochany nasz Matołek. Wszyscy jemu się kłaniają. Słychać głośne powitanie. A pan burmistrz pięknie pyta: czego żądasz mój młodzianie? Kozioł kłania się i prosi: Jak wiadomo, w Pacanowie podkuwają nawet kozy, więc podkujcie mnie panowie. Śmiech niezmierny się rozlega. Burmistrz się z radości tarza. Kozioł wariat! Zakrzyknęli, wołać tu weterynarza! I tłumaczą Matołkowi na nic prośby, próżne żale. W Pacanowie kóz nie kują. Lecz się Kozy zwą kowale. Jest tu kowal Maciej Koza. Jan i Wojciech dwaj bratowie. Stąd na świecie powiadają: Kują Kozy w Pacanowie. Jęknął kozioł i tak płacze: Jakiż to matołek ze mnie. Tyle wycierpiałem trudów i to wszystko nadaremnie. Wtedy burmistrz objął kozła, dłoń na głowie mu położył. Po co koźle chcesz odmiany? Tak żyj, jak cię Pan Bóg stworzył. Patrz jak ślicznie w naszej Polsce, Jak cudownie słońce świeci. Machnij łapą na podkowy. Bo cię wszystkie wielbią dzieci. Śmiej się, śmiej nasz koziołeczku. Tańcz i raduj się co siły. Bo cię wszyscy pokochali. Boś ty dobry, boś ty miły. A gdy któreś z polskich dzieci, Koziołeczka ujrzy z bliska, niech serdecznie go pozdrowi i radośnie go uściska. Myślał kozioł długą chwilę. Potem rzekł udobruchany: Nie potrzebne mi podkowy i bez podków ruszył w tany…  Będzie zabawa!